zdanie wtrącone w nawias, uzupełniające wypowiedź, niekoniecznie powiązane kontekstowo z całością tekstu ["(a lato było piękne tego roku)"] paronomazja fonetyczny środek stylistyczny, polegający na zestawieniu podobnie brzmiących słów [może morze nie pomoże] Kiedy się wypełniły dni i przyszło zginąć latem, prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte. (A lato było piękne tego roku). I tak "(A lato było piękne tego roku)." - piękno lata "(A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.)" wielość wrzosów tego roku. "W Gdańsku staliśmy tak jak mur, gwiżdżąc na szwabską armatę," - obrona Gdańska "I tak śpiewali" "I śpiew słyszano taki: " - śpiew żołnierzy. nie wiem czy dobrze ale mam nadziej ze pomoglo :) Około godziny 21:30 18 września zgrupowanie ruszyło dalej. Mimo, że całe lato było piękne tego roku, tej właśnie nocy wyjątkowo padał deszcz. Widoczność stała się beznadziejnie słaba, przewodnicy cywilni uciekli, jednostki błądząc kręciły się w kółko wśród działek ogrodzonych drutem kolczastym. „Przekrój”, pismo do którego mam wielki sentyment, które czytali moi rodzice i dziadkowie, publikuje cykl pt. „Opowieści z czasów zarazy”. Z radością dzielę się z Wami swoim artykułem „Po burzy wychodzi słońce”, który został opublikowany w tej serii na stronie przekroj.pl. Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd. Zobacz nowe serwisy Kulturalnej Polski! Konstanty Ildefons Gałczyński Pieśń o żołnierzach z Westerplatte Kiedy się wypełniły dni i przyszło zginąć latem, prosto do nieba czwórkami szli żołnierze z Westarplatte. (A lato było piękne tego roku). I tak śpiewali: Ach, to nic, że tak bolay rany, bo jakże słodko teraz iść na te niebiańskie polany. (A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.) W Gdańsku staliśmy tak jak mur, gwiżdżąc na szwabską armatę, teraz wznosimy się wśród chmur, żołnierze z Westerplatte. I śpiew słyszano taki: -- By słoneczny czas wyzyskać, będziemy grzać się w ciepłe dni na rajskich wrzosowiskach. Lecz gdy wiatr zimny będzie dął i smutek krążył światem, w środek Warszawy spłyniemy w dół, żołnierze z Westerplatte. Konstanty Ildefons Gałczyński 1939 r. Wersja do druku Wyślij znajomemuKomentarze artykuł / utwór: Pieśń o żołnierzach z WesterplattePieśń o żołnierzach z Westerplatte - Kat ()Nieważne, ilu ich było. tylko kretyn powie, że są nieistotni, skoro zginęło ich tak mało. to było 12 ludzi, gotowych na śmierć za ojczyznę. Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - marcia (marcia_luna {at} a wie ktoś ile żołnierzy tam zginęło? 12!!! tych \"czwórek\" to było niewiele;]Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - Michał (nialkit {at} pl)heheheheheh mam z niego 6!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Magda M - Anonim ()Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - SARA ()ZDALAM GO NA 6 Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - IZA ()SUPER UMIE GO NA PAMIEC )..Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - Karolina (smerfetka1994 {at} ze wiersz jest pelen podziwu i zachwtu Teraz jestem w 6 klasie i uczylam sie go przez 3 dni na pamiec i dzisiaj zdaje trzymajcie za mnie kciuki :) Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - laura (didllina1994 {at} do klasy 6 i tę musze sie jego nauczyś na pamięć ale pani od polskiego wydrukowała nam go i ten co ja go mam ma jeszcze jedną zwrotkę:I ci,co dobry mają wzrok...Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - aleksa7 (w-aleksa {at} pisze wiersze...dla młodzieży niezłe:)Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - aleksa7 (w-aleksa {at} lepsze niż wiersz...to inne:))Dodaj komentarz Dziś wróciłam ze szpitala Adi jeszcze posiedzi w domu ze 2-3 dni lekarz kazał posiedzieć w domu aby nie wdała się jakaś infekcja po tej terapi antybiotykowej , ma osłabiony organizm i łatwo znów się przeziębić był chory na zapalenie płuc oddychał cięzko jakby mu ktoś usiadł na klatce piersiowej Nie wiedziałam o tym ze można tak nagle zachorować na zapalenie płuc myślałam raczej, że wpierw jest zapalenie oskrzeli a potem płuc ale widocznie i tak może być wizyta w szpitalu przebiegła lekko jak na szpital mieliśmy małego lokatora ktory głośno dawał się we znaki co utwierdziło mnie w przekonaniu że nie chce na razie dziecka byliśmy z wizyta u siostry Poczucie winy mnie tam zaprowadziło , że nie byłam wcześniej wybudowała sobie piękny dom to są fragmenty domu ktore podobały mi się najbardziej one zrobiły na mnie najwieksze wrażenie ma dom "marzenie" -ogrzewane podłogi , cisza spokój , widok na las cieplutko, sauna , raritasy o jakich można sobie pomarzyć bylismy w lesie , uzbieraliśmy mnóstwo grzybów, widziałam węża a co dziwne śnił mi się on dzień wcześniej widziałam tylko jego ogon ale wystarczyło by się "fajnie poczuć" chciałam za nim iść ale nie poszłam , powstrzymałam ciekawośc odnośnie jego wielkości wystarczyło mi doświadczenie widzenia ogona widok na las i widok na niebo :) te okna ze szkła też robią wrażenie , widoki śliczne :) Chcę jeszcze napisać, że dostałam dwa słoiki grzybków uwielbiam grzybki marynowane 1 słoik grzybkow w occie na słodko podarował nam lokator u Maji On znalazł największego grzyba ( widać go na zdjeciu z lewej ) grzybki które jadłam były nadzwyczajne w smaku pierwszy raz jadłam takie smaczne były w occie na słodko tyle ile octu i wody wlewamy szklankę cukru miodzio..:), to było poprostu pyszne ja za słodkościami nie przepadam wolę raczej tradycyjne ale odstąpic od reguły czasem to wręcz konieczność z pewnościa , nie beda to moje ostatnie grzybki na słodko zawsze słoiczek zrobię i podpiszę że są słodkie :) drugi słoiczek otrzymałam od Janeczki odwiedziła nas w szpitalu 2 razy ucieszyła mnie tymi grzybkami. Dziękuję Ci Janeczko za grzybki i za wizytę co z tego, że uzbieraliśmy grzybów całą mase jak prosto od Maji pojechaliśmy do szpitala Adi nawet nie zachaczył o dom więc grzybki trzeba było robić w pośpiechu część do piekarnika na suszenie te podgrzyby moje cudne (jaka ja byłam szczęśliwa tam... ...taki relaks taki spokój ..a te grzyby to było poprostu niebo..) cieszyłam się ogromnie nawet z maslaków Dziś o godzinie 22 zrobiłam sobie schabowe jejuś jak ja tęskniłam za ciepłym jedzeniem jak mi żołądek dziękował i jak mocno i szeroko się do mnie uśmiechał za te schabowe ulubione moje :) jeszcze teraz buźka mi się śmieje do tych schaboszczakow oj jak to miło być znowu w domu ta ukochana cisza i spokój i jedzenie ciepłe Adi dał mi farbę kazał mi pomalowac sobie włosy więc pomalowałam pomyliłam się tylko do dodałam odzywkę do mieszanki z farba bałam się że nic nie wyjdze dobre z tego ale coś widać widac kolor ciekawe jak to w dzień będzie wyjęłam pranie prałam swetry z polaru wrzuciłam do prania 3 kule 2 z betterware a jedną z niemiec od Małgosi pierwszy raz uzyłam tej kuli niesamowita pięknie mi pranie pachniało i jestem zadowolona z tej kuli różni się od innych tym, że jest w środku grubsza więc z pewnością wystarczy na dłużej niż inne kule do prania oczywiście prałam bez proszku i w środku w tej pralce mojej była kula magnetyczna by kule działały lepiej gdy wyszłam z wanny wypiłam zrobioną wcześniej herbatkę zdziwiłam się że tak długo była ciepła włosy farbowałam ok 2o minut adrianka wykąpałam , a ta cherbatka była jeszcze ciepła ucieszyłam się z tego dzbanka z Tupperware, bo torebka mi nie wpadła do szklanki, bo on ją powstrzymał taki mały szczegół wydarzyła sie dzisiaj 1 smutna rzecz rybka nam zdechła była martwa wiedzieliśmy o tym że padnie, smutne było to bo i Adrianek się smucił bo rybka która teraz pływa samotnie jest strasznie smutna i co na nią nie spojżę to ona sie nie rusza z tego smutku to jest bardzo smutny widok jak widzi sie kogoś w przygnębieniu jest nieruchoma w jednym miejscu ,nierusza się wiele ale też dużo radości było dzisiaj cieszyłam się z : -wyjścia ze szpitala -grzybków Janeczki -kuli do prania -dzbanka Tupperware na herbaktkę z ciepłego obiadu z powrotu do domu znalazłam dziś 20 groszy co mnie ucieszyło, czasami taki mały drobiazg potrafi bardzo ucieszyć odzyskałam ze szkoły Adrianka lego które zostawił, przed wyjazdem, cieszyłam się bardzo ostatnio chodze wdzięczna i często dziękuję Bogu cieszę się że odzyskałam wdzięczne serce Inni opowiadają, że ta błękitna piękność bezchmurnego nieba była błogosławieństwem, ale dla niemieckich pilotów, którzy bez przeszkód, celnie, mogli bombardować bezbronnych uciekinierów. Ocaleni mówią, że modląc się, nie śmieli podnieść oczu ku niebu, skąd w spokojnych czasach spodziewali się pomocy. We wrześniu 1939 r. odpowiedzią na modły były bomby. Dlatego, gdy dziś przychodzi wspominać tamte czasy, nie sposób pominąć kazania papieża Franciszka wygłoszonego na zakończenie drogi krzyżowej na krakowskich Błoniach. Biskup Rzymu rozpoczął od zacytowania opisu Sądu Ostatecznego (Mt 25, 35-36). Następnie powiedział: „Te słowa Jezusa wychodzą naprzeciw pytaniu, które często rozbrzmiewa w naszych umysłach i sercach: »Gdzie jest Bóg?«. Gdzie jest Bóg, jeśli na świecie istnieje zło, jeśli są ludzie głodni, spragnieni, bezdomni, wygnańcy, uchodźcy? Gdzie jest Bóg, gdy niewinni ludzie... I było tyle wrzosów na bukiety. Lato które zaczęło się po moim przyjeździe (16 czerwca), skończyło się (22 września), a ja wciąż żyję. Gdyż nieprawdziwe okazały się pogłoski o mojej śmierci termicznej. Wszyscy mi ją zapowiadali. Mówili "teraz to nic, zobaczysz w sierpniu" z nutką szydery i z pewną taką nieśmiałością w głosie. Tak, wszyscy śmiali się z przybysza z Północy. Wątpili w moje zdolności survivalowe. Ale ja jestem jak karaluch, przetrwam wszystko i wrócę ze zdwojoną siłą czułek. Tak też się stało. A potem przyszła jesień i zaczęło się lato. No tak, lato, tylko tym razem takie bardziej polskie jakieś. Z deszczem od czasu do czasu. Z temperaturą umożliwiającą utrzymanie płynów wewnątrz skóry. Ze słońcem niespalającym wszystkiego na skwarek a wręcz umożliwiającym trawie rośnięcie (zasiałem trawę, mam trawę!). Z chłodnymi nocami. Nawet burze ze dwie były! Czyli typowe polskie lato i to takie jedne z lepszych. Naprawdę, żałujcie Wy, którzy do mnie jeszcze nie przyjechaliście co by zobaczyć, że październik to nie tylko Akatar, Aspiryna, koc lub pierzyna. Jest bosko. Co? Wcale nie próbuję odwrócić Waszej uwagi od tego, że nie odzywałem się trzy miesiące. Przyznaję się. Winien. Winny. Wanna. Ale po kolei. Po przyjeździe sióstr Koś (początek sierpnia), w nagrodę za dobre sprawowanie dostałem przymusowe wakacje (środek sierpnia). Mój czas wolny który był zbawienny w czasie pobywania dziewcząt, zamienił się w przymusowe tygodniowe zamknięcie w moim studiu na krańcu świata (wylotówka na Troodos). Koniec sierpnia to powrót do pracy i odpoczynek od prowadzenia treningów wakacyjnych, wypełniony poszukiwaniem sali na regularne treningi. Po znalezieniu skromnego i przystępnego cenowo lokalu w szkółeczce tańcowanieczka Dance Factory (początek września) na Agias Irinis Street, udało mi się również "znaleźć" moje przyszłe nowe lokum, do którego przeprowadziłem się w okolicach zmiany pór roku (wspomniane wyżej 22 września). Lokum pod postacią domku nadawało się jedynie do generalnego sprzątania i wstępnego remontu (połowa września), do którego przystąpiłem przed przeprowadzką. Domek ma zalety: 15 minut spacerem do morza, 5 minut spacerem do lokalizacji treningów numer jeden, 5 minut spacerem do lokalizacji treningów numer dwa (o tym za chwilę), 10 minut samochodem do lokalizacji Laboratorium, w którym pracuję. Oprócz powyższych, domek ów, składający się z pokoju dużego, z pokoju małego będącego jednocześnie przedpokojem, kuchni i łazienki, ma także ogród, w którym mogę dostać figę. Albo tysiąc fig jeśli je sobie pozbieram z drzewa, które tam rośnie. Rośnie też mandarynka na uboczu (mandarynki biorą się z drzewa a nie z Carrefoura, wiedzieliście o tym?), jakieś inne drzewo, które rośnie za daleko żebym mógł je rozpoznać z widzenia, a przed domkiem, na ganku rośnie jeszcze zaś drzewo limonkowe. Limoniada jest więc na porządku dziennym. Ach, gdyby jeszcze można tu było dostać cachacę, albo choćby Desperadosa. Domek też ma wady: oprócz totalnego zaniedbania i konieczności odmalowania wszystkiego, cała lokalizacja była zarośnięta i zaśmiecona gruzem i chwastami i innymi papierami. W ogrodzie nadal stoi kilkaset kilo różnego rodzaju śmiecia, którego nie ma jak wywieźć, bo nikt nie wie gdzie się znajduje coś takiego jak wysypisko śmieci. Po w miarę usprzątnięciu i odmalowaniu dużego pokoju (koniec września, początek października) mogłem zabrać się do bardziej wzniosłych celów, jak organizowanie zajęć, zajęć pozalekcyjnych, promocji, marketingu i PR (22 października). Bo choć co prawda rozszerzyłem ofertę do trzech zajęć w tygodniu (oprócz Dance Factory, także większa sala w siłownio/fitnessie Saint Nicolas Fitness nieopodal Agios Nicolaos Church i Agios Nicolaos Roundabout w dzielnicy Agios Nicolaos - podaj trzy różnice, którym różnią się te obrazki), to jednak rozszerzyć grupy zanadto mię się nię udało i oscyluje ona w okolicach sześciu. Sprawdzają się więc słowa Mestre Bailarino: "zakładanie i prowadzenie grupy do ciężkie zadanie. Za trzy miesiące Augustin zadzwoni do mnie z płaczem, mówiąc że nikt nie chce chodzić na zajęcia". Jeszcze nie zadzwoniłem. W przyszłym tygodniu, mam nadzieję, zakończy się preprodukcja i postprodukcja ulotek i plakatów, zatem będę mógł ruszyć w miasto szerzyć dobrą nowinę. Inaczej, drogie dzieci, w te Święta prezentów nie będzie. Co prowadzi mnie do konkluzji dzisiejszego wydania wiadomości. Nabyłem dziś drogą kupna bilet do Warszawy via Praga (czyli wracam tak jak się tu dostałem). Jeśli chcecie zgotować mnie Rodę (tudzież Rotę) powitalną, transparenty, chleb, sól i zespół pieśni i tańca Mazowsze (Anetka - może być Śląsk. My Ślunzacy musimy trzymać się razem, nie?), to zapraszam na Lotnisko Okęcie, hala przylotów ok. godziny 8:15 AM w środę 21 grudnia. Dobra, wiem że to niezbyt romantyczna godzina, więc mam nadzieję, że chociaż ktoś po mnie wyjedzie. A na zakończenie garść zdjęć i ich nieśmiesznych opisów. Półwysep Akamas i rącza koza. Widok z góry z Góry Troodos na Limassol i suche dżewo. Crossroads bez Britney Spears, ale równie dramatyczne. Kościółek na terenach zalewowych rezerwuaru Kouris. Wschód słońca na plaży McKenzie (tą nad którą samoloty nisko latają a nie ma deszczu). Ta kulka z lewej to nie boja a czyiś na jesieni. Jedna z większych wsi na Cyprze a wygląda jak favela. ​WIKTOR DYNDOAndrzej Pałys A LATO BYŁO PIĘKNE TEGO ROKU...11 WRZEŚNIA 2001​ 2011 W swojej sztuce Wiktor Dyndo pozornie pokazuje nam Wschód, jaki znamy… zamachy bombowe, permanentna wojna z terroryzmem, wszechobecny motyw arafatki, ornamentyka muzułmańska. Jego prace nasuwają skojarzenia z orientalizmem, nurtem w kulturze europejskiej, który rozwijał się wraz z epoką nowoczesną, a swoje apogeum przeżywał w końcu XIX wieku. Skojarzenie to jest słuszne, acz mylnym byłoby określenie Dyndo jako kontynuatora orientalizmu. Zestawiając prace dziewiętnastowiecznych orientalistów z płótnami Dyndo od razu dostrzegamy ich przeciwstawną wymowę. O ile Wschód w dawnym malarstwie przeważnie jawi się jako starożytna Arabia Felix, o tyle w dzisiejszych obrazach Dyndo widzimy przede wszystkim obraz zagrożenia i obcości. Można by stwierdzić, że po 11 Września świat uległ przemianie i dziś mamy do czynienia z osławioną wojną cywilizacji, którą Dyndo jako malarz Wschodu przedstawia. Byłby to jednak trop mylny. Zasadnicza różnica między dawnymi orientalistami a sztuką Wiktora Dyndo tkwi w samej istocie obrazu. Orientaliści udawali się na Wschód, odtwarzali fascynujące ich, egzotyczne fragmenty tamtejszego świata, poddawali je estetyzacji i tworzyli z nich spójną wyidealizowaną narrację o odległej krainie szczęśliwości. Ich dzieła tworzyły obraz Wschodu w odbiorze Europejczyków, taki obraz jaki odpowiadał marzeniom i tęsknotom europejskich mieszczan. Z kolei punktem wyjścia dla Dyndo, są obrazy Wschodu jakie znamy z elektronicznych mediów, obrazy jakie obecne są w masowej wyobraźni. O ile orientaliści tworzyli fragmentaryczny obraz Wschodu, o tyle Dyndo odsłania fragmentaryzm i fałszywość tego obrazu, co uwydatnione jest przez minimalne używanie środków formalnych. A zatem w większym stopniu niż Wschód obrazy te przedstawiają nasze spojrzenie na Orient, które wciąż oparte jest na powierzchownych sądach i emocjach. Sztuka Wiktora Dyndo odsłania pewną istotną dla kultury zachodniej właściwość. Mianowicie obrazowanie Wschodu, bardziej aniżeli poznaniu go, służy nam do wyrażania masowych emocji, dawniej były to marzenia, dziś są to lęki. ​ MALUJĘ LĘKI WSPÓŁCZESNOŚCI z Wiktorem Dyndo rozmawia Monika Kuc RZECZPOSPOLITA, 2011 Rz: Tytuł Pana nowej wystawy w Bochenska Gallery i obraz z wieżami World Trade Center, pokrytymi wzorami z chusty arafatki, nawiązują do tragedii sprzed 10 lat. Czy wszystkie prace na tym pokazie to hommage dla ofiar terrorystycznego zamachu w Nowym Jorku?​ 11 września 2001 roku był datą graniczną dla nowego Millenium. Traumą i symbolem nowych czasów - tak samo dla mnie osobiście, jaki w sensie globalnym. Ale obraz z wieżami to tylko punkt wyjścia dla serii prac, które nie komentują bezpośrednio tragedii. Mówią raczej o tym, co nastąpiło potem. O stanie naszej dzisiejszej świadomości, zdominowanej przez różnorodne lęki. Nie tylko wobec terroryzmu, ale także innych społeczno-politycznych zagrożeń. Nasz strach ma wiele twarzy, np. przed rosnącą potęgą Chin. Boimy się, że Chińczycy wkrótce zdominują świat... Jest pan zwolennikiem teorii nieuchronnego konfliktu cywilizacji, jak u Huntingtona? Nie, skąd. Zamachy i akty terroryzmu stosunkowo rzadko są skutkiem konfliktów między Wschodem i Zachodem. Znacznie częściej dochodzi do nich wewnątrz różnych państw. Niewinni ludzie giną głównie w Iraku i Afganistanie... W pewnym sensie uprawia pan sztukę zaangażowaną. Od małego interesuję się współczesnym światem. Oglądam telewizję, czytam gazety i jest to moja inspiracja do malarstwa. Na jednym z Pana obrazów pojawia się znak arabskiej telewizji Al-Jazeera. To ostrzeżenie przed jej manipulacjami i znak, że świat poznajemy zniekształcony przez media? Nie jest to tak jednoznaczne. Mimo że w tej telewizji Bin Laden emitował swoje oświadczenia. Równocześnie Al-Jazeera arabskojęzyczna, jak również wersja English, występuje przeciw wszystkim możliwym reżimom w państwach afrykańskich i arabskich. I dostarcza bardzo szczegółowych informacji o aktualnych wydarzeniach na przykład w Afryce, o których niewiele można się dowiedzieć z BBC czy CNN. Nie ocenia ich przy tym tylko z europejskiej czy amerykańskiej perspektywy. Warto ją pooglądać, pamiętając, że to obecnie okno na świat dla milionów widzów. Jednak pan sam nie ogranicza się do poznawania innych kultur poprzez media. Niejednokrotnie podróżował Pan na Bliski Wschód. Byłem na stypendium na wydziale malarstwa w Kairze. Jako pierwszemu Europejczykowi udało mi się je zdobyć i dziś mam tam wielu przyjaciół. Jeździłem też do Iranu. Na ten region świata jestem otwarty od dzieciństwa, bo moja mama jest iranistą-afganologiem. Miałem nawet w Iranie wystawę - pokazywałem cykl gwaszy inspirowanych architekturą muzułmańską, które powstały w Egipcie. Na pół abstrakcyjne, sprowadzone tylko do trzech kolorów - biało-czarne-czerwone. Irańczycy są bardzo zainteresowani sztuką współczesną, choć także czerpią z własnej symboliki, często trudno czytelnej dla Europejczyków. W najbliższym czasie planuje Pan podróże w odwrotnym kierunku... Teraz jadę do Madrytu. Będziemy tam z Dorotą Kozieradzką i Michałem Szuszkiewiczem malować wspólny obraz w witrynie sklepowej. Podobną akcję przeprowadziliśmy wcześniej w Warszawie. To projekt Agnieszki Sural realizowany w ramach polskiej prezydencji przez warszawską Galerię Witryna. Potem będę miał indywidualną wystawę w Knoxville w Stanach. Co tam Pan pokaże? Obrazy - „Mapy konfliktów", które malowałem po dyplomie i najpierw wystawiałem w Bochenska Gallery. To z jednej strony mapy realnych politycznych konfliktów w Pakistanie, Jordanii, Kaszmirze, Indiach, Sri Lance, Bangladeszu. A z drugiej, jak zawsze, nie poprzestaję w nich na problemach społeczno-politycznych. Jestem przede wszystkim malarzem. I równie interesują mnie kwestie estetyczne. Poruszam się na granicy abstrakcji, starając się wyrazić realne problemy w napięciach linii, koloru i światła bez tytułu, 2011, olej na płótnie, 51 x 44 cm ISLAM A TERRORYZM, 2009, olej na płótnie, 160 x 120 cm HURGHADA, 2011, olej na płótnie, 140 x 170 cm FOBIA, 2010, olej na płótnie, 140 x 140 cm JIHAD...!41 x 55 cm, olej/płótno, 2010BRAMKA45 x 33 cm, olej/płótno, 2010PROBLEM75 x 100 cm, olej/płótno, 2010RED ALERT110 x 170 cm, olej/płótno, 2010JIHAD! JIHAD!110 x 130 cm, olej/płótno, 2010bez tytułu33 x 41 cm, olej/płótno, 2010BEZ KOMENTARZA46 x 55 cm, olej/płótno, 2011bez tytułu85 x 130 cm, olej/płótno, 2010X-RAY130 x 180 cm, olej/płótno, 2010NAPIS20 x 40 cm, olej/plótno, 2010FLAGA NA MASZCIE180 x 130 cm, olej/płótno, 2011NALOTY KONTROLOWANE40 x 70 cm, olej/płótno, 2010AL-JAZEERA13 x 13 cm, olej/płotno, 2008Zdjęcia z wystawy, "A LATO BYŁO PIĘKNE TEGO ROKU...11 WRZEŚNIA 2001", Bochenska Gallery, wrzesień, 2011okładka ksiażki Judith Butler "Ramy wojny", Instytut wydawniczy KSIĄŻKA I PRASA

a lato było piękne tego roku